Strona:PL Sacher-Masoch - Wenus w futrze.pdf/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Do furty ktoś zadzwonił. Biegnę i spostrzegam znajomą już twarz. To ów tajemniczy blondyn z Cascino.
— Kogo mam zameldować? — pytam po francusku.
Zagadnięty potrząsł głową nieco zawstydzony.
— Może pan rozumie coś niecoś po niemiecku — pyta mię nieśmiało. — I owszem. Proszę o nazwisko.
— Ach, przepraszam. Nie mam jeszcze nazwiska. Niech pan będzie łaskaw oznajmić swej pani, że był tu pewien malarz Niemiec i prosił... Ale oto i ona sama.
Wanda wyszła właśnie na balkon i patrzyła w kierunku furtki.
— Niech Grzegorz poprosi pana do mnie — zawołała.
Wskazałem malarzowi schody.
— Dziękuję, bardzo dziękuję... Zajdę już sam...
Z temi słowami na ustach pobiegł po schodach, ja zostałem na dole i patrzyłem za nim z głębokiem współczuciem.
Wenus złowiła jego artystyczną duszę w wężową sieć swoich rudych włosów. Będzie ją zapewne portretował i zwaryuje.


∗                    ∗

Słoneczny, zimowy dzień. W złocistem świetle drżą listki drzew wiecznie świeżych i zielonych. Kamelie piętrzące się na zboczu terasy puszczają pączki. Wanda siedzi na terasie, zajęta rysowaniem, a malarz stanął naprzeciw niej i złożywszy ręce wpatrzył się w nią w niemym zachwycie, jak w jakie nadziemskie zjawisko.
Ona jednak ani na niego nie spojrzy, nie raczy też zauważyć mnie, zajętego czyszczeniem ścieżki tuż obok. Robię to umyślnie, aby być w pobliżu niej i upajać się dźwiękiem jej słów, jak najpiękniejszą poezyą.


∗                    ∗

Nareszcie malarz poszedł. Jest to bardzo śmiałe co chcę uczynić. Ale wszystko jedno. Wstępuję po schodach na werande, staję tuż koło niej i pytam:
— Czy miłościwa pani kocha malarza?
Spojrzała na mnie jakby zdziwiona, wszelako bez gniewu, a nawet uśmiechnęła się.