mnie namiętnie. — W oczach twoich błyszczy płomień zachwytu, jaki spostrzedz można na malowidłach włoskich, przedstawiających grozę męczeństwa pierwszych chrześcijan.
Słuchałem tych słów, pełen dreszczów i dziwnego niepokoju, — rozkoszowałem się niemi, jak potępieniec oszalały — zsunąłem się do jej stóp, jak ongiś przed marmurowym posągiem bóstwa, i przysięgałem stokroć w myśli uczynić wszystko, coby tylko zażądała... pójść z nią chociażby do piekła!
∗ ∗
∗ |
Teraz dopiero pojmuję wielbiciela uroczej Manon l’Escault, który szalał za nią nawet wówczas, gdy była metresą drugiego, i narażał się przez to na pośmiewisko.
Miłość nie zna cnoty ni zasług. Ona znosi, przebacza i uświęca wszystko, bo takie jej przeznaczenie, taka rola w życiu ludzkiem. Kochamy się nie wówczas, gdy chcemy, i nie w tym kogośmy sobie z góry upatrzyli, — nie kierujemy się żadnymi względami ani na strony dodatnie, ani nie odstraszają nas błędy i wykroczenia. Ona jest tajemniczą, drogą i rozkoszną potęgą, która nas porywa, gdzie sama chce, i my się nie bronimy, nie pytamy nawet, dokąd nas prowadzi i co z nami uczyni.
∗ ∗
∗ |
Na deptaku pojawił się dziś poraz pierwszy jakiś rosyjski książę, który atletyczną swą postacią i klasycznymi rysami twarzy zwrócił uwagę wszystkich gości kąpielowych. Szczególnie kobiety podziwiały go, szepcąc słowa zachwytu między sobą. On jednak nie zwracał najmniejszej uwagi na szmer wśród natłoku publiczności i tysiąca spojrzeń, lecz spacerował spokojnie i swobodnie wzdłuż alei w towarzystwie dwu służących: murzyna z okolic podzwrotnikowych, odzianego w czerwoną suknię i uzbrojonego czerkiesa. Nagle zauważył Wandę, począł jej się uważnie przypatrywać, a gdy przechodziła koło niego stanął, i obrócił się jeszcze, patrząc długo za nią, gdy go minęła.
A ona — odpowiedziała na tę zaczepkę ognistem