Strona:PL Sacher-Masoch - Wenus w futrze.pdf/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, pani. I cierpię z tego powodu więcej, niż pani się domyśla.
— Pan cierpi — zapytała, śmiejąc się ciągle.
Czułem się ogromnie zawstydzonym, pobitym i małym.
— Dlaczego? — mówiła dalej, — przecie ja panu życzę dobrze, z całego serca...
Podała mi rękę, patrząc na mnie więcej niż z tkliwością.
— I pani mogłaby zostać moją żoną?
Wanda popatrzyła na mnie... ach, jak ona na mnie popatrzyła! Zdaje mi się, że była w pierwszej chwili zdumioną, potem twarz jej przybrała odcień ironii.
— Jak pan mógł zdobyć się na tyle odwagi?
— Odwagi?
— No, tak, odwagi do ożenienia się, zwłaszcza ze mną — tu podniosła w górę pantofelek; — tak szybko zaprzyjaźnił się pan z tym oto przedmiotem? No ale żart na bok. Czy rzeczywiście chce pan ożenić się ze mną?
— Tak.
— Ha, w takim razie to trochę poważniejsza sprawa. Zdaje mi się, że pan mnie kocha i ja pana również, a co ważniejsza, że interesujemy się sobą nawzajem... No, i jeszcze nie stało się żadne nieszczęście, żeśmy tak prędko do tego doszli. Ale musi pan wiedzieć, że ja jestem kobietą lekkomyślną i właśnie dlatego zapatruję się na małżeństwo... bardzo poważnie i jeśli podejmę się obowiązków, to będę musiała im podołać. Boję się jednak... nie... to sprawiłoby panu przykrość...
— Proszę, niech pani będzie zupełnie szczerą...
— A więc, szczerze mówiąc... mnie się zdaje, że nie potrafiłabym kochać jednego mężczyzny dłużej nad...
Urwała nagle i odwróciła głowę.
— Nad jeden rok — dodałem.
— Co pan mówi? Może nawet niecały miesiąc.
— I mnie również nie dłużej?
— No, pana... niech będzie dwa...
— Dwa miesiące? — krzyknąłem.
— O, dwa miesiące to czas dość długi.
— Pani, to jeszcze coś więcej, niż pojęcie starożytne...
— No, no, nie znosi pan prawdy...
To powiedziawszy, usiadła na fotelu koło kominka