mnieć teraz, jak to było jak się stało... Ująłem jej białą rękę i zapytałem:
— Czy pani mogłaby mnie kochać?
— Dlaczegożby nie? — odrzekła i spojrzała na mnie spokojnie i pogodnie.
Jak oszołomiony, ukląkłem przed nią i zanurzyłem twarz w fałdy jej jedwabnej ażurowej sukni.
— Ależ, Sewerynie, to nieprzyzwoicie — krzyknęła.
Nie zważając na to, chwyciłem jej drobną nóżkę i wycisnąłem na niej pocałunek.
— Pan będzie zawsze nieprzyzwoity — ozwała się znowu i, wyrwawszy mi się, pobiegła szybko w kierunku domu, podczas gdy ja pozostałem na miejscu w klęczącej pozycyi i trzymałem w ręku drogocenny... pantofelek.
Czyżby to miał być omen?
∗
∗ ∗ |
Przez resztę dnia nie śmiałem się nasuwać jej przed oczy. Pod wieczór dopiero, siedząc w swojej altance odważyłem się spojrzeć ukradkiem na balkon. Cudna jej główka odbijała wspaniale od zielonego tła bluszczu i dzikiego wina.
— Czemuż pan nie przychodzi? — zawołała niecierpliwie.
Pobiegłem szybko na górę. U drzwi jednak straciłem odwagę zupełnie. Zapukałem bardzo delikatnie, oczekując na słówko „proszę“. Wtem drzwi się otwarły, i Wanda stanąwszy w progu, zapytała:
— Gdzie mój pantofelek?
— Pantofelek... ja... ja... chciałem...
— Niechże mi go pan zaraz przyniesie, ale to zaraz, bo czekam z herbatą...
Po powrocie zastałem ją zajętą samowarem. Złożyłem uroczyście pantofelek na stole i stanąłem w kącie pokornie, jak dziecko, które coś „przeskrobało“ i oczekuje chłosty. Zauważyłem w jej twarzy pewną surowość, coś, jakby powagę i zarazem groźbę majestatyczną, która mnie zachwyciła. Nagle — urocza gospodyni buchnęła śmiechem.
— A więc jesteś pan naprawdę we mnie zakochany, co?