Strona:PL Sacher-Masoch - Wenus w futrze.pdf/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łem się koło jej kolan — ja nie żądam niczego od ciebie, niczego, pragnę tylko być zawsze blizko ciebie, chcę być twym niewolnikiem — twym psem.
— Nudzisz mię — rzekła Wanda apatycznie.
Zerwałem się. Wszystko burzyło się we mnie.
— Teraz już nie jesteś okrutną lecz pospolitą! — powiedziałem, akcentując silnie każde słowo.
— Napisałeś o tem obszernie w liście, — odparła Wanda wzruszając dumnie ramionami, — mężczyzna dobrze myślący nie powtarza się nigdy.
— Czegoż ty się odemnie spodziewasz? — przerwałem — jak to nazywasz?
— Mogłabym cię wychłostać, — odparła pogardliwie — lecz tym razem wolę odpowiedzieć ci słowami, zamiast uderzeniami bata. Nie masz żadnego powodu, aby mnie oskarżać, bo czyż nie obchodziłam się zawsze z tobą uczciwie? Czyż mało razy przestrzegałam cię? Czyż nie kochałam cię serdecznie, nawet namiętnie i czyż ukrywałam przed tobą tajemnicę tę, że oddawać się mnie, i poniżać przedemną, to rzecz bardzo niebezpieczna, gdyż ja opanowuję wolę mężczyzny? Ty jednak chciałeś być moją zabawką, moim niewolnikiem! Znajdujesz bowiem największą rozkosz wtedy, gdy czujesz na swem ciele nogę lub bat kobiety okrutnej, zuchwałej. Czegoż więc chcesz teraz?
— We mnie drzemały złe skłonności, lecz ty pierwszy je zbudziłeś; jeżeli teraz sprawia mi przyjemność, gdy ciebie męczę i katuję, to jest to twoja wina. Ty bowiem tylko uczyniłeś mię taką, jaką dziś jestem, i popełniasz niedorzeczność, oskarżając mnie zupełnie niesłusznie.
— O, tak, zawiniłem — odrzekłem, ale czyż grzech swój mało odpokutowałem. Teraz skończ jednak tę straszną zabawę.
— Tego też właśnie pragnę — odparła obrzucając mnie druzgocącem spojrzeniem.
— Wando! — zawołałem porywczo, — nie doprowadzaj mnie do ostateczności, wszak widzisz, że jestem znowu mężczyzną.
— Słomiany ogień — odparła — który świeci przez moment i jak szybko powstał, tak prędko gaśnie. Myślisz, że mnie nastraszysz, a wydajesz mi się tylko śmiesznym. Gdybyś był mężczyzną takim, za jakiego cię z początku