Obraz jest ukończony. Chciała mu za to zapłacić wspaniałomyślnie, jak płacą królowe.
— O, pani mi już zapłaciła — powiedział z bolesnym uśmiechem, nie przyjmując pieniędzy.
Przed odejściem okazał mi w zaufaniu swą tekę. Jej głowa zdawała się być żywą, zupełnie jak w zwierciadle.
— Zabieram ze sobą tę pamiątkę — mówił — jako swą własność, której ona nie może mi odebrać, zapracowałem sobie na to dość gorżko...
∗
∗ ∗ |
— Wiesz... jest mi trochę żal tego biednego malarza — ozwała się dziś do mnie. — Obeszłam się z nim dość surowo. Udałam zanadto cnotliwą... A ty jak sądzisz?
Nie miałem odwagi odpowiedzieć.
— Ale, ale... zapomniałam, że rozmawiam ze swoim niewolnikiem... Pragnęłabym się rozerwać, zabawić i zapomnieć... Prędko, mój powóz!
∗
∗ ∗ |
Nowa fantastyczna toaleta; rosyjskie buciki z błękitno-fiołkowego jedwabiu, suknia również z tej materyi, podpięta wązkiemi paskami, kokardkami, obcisły krótki paltocik, bogato obłożony i podszyty gronostajami. Wysoką gronostajową czapkę, z kitą czaplich piór, przytrzymywała brylantowa agrafka. Rude włosy opuściła wolno na plecy. Tak wstępuje na kozieł i powozi sama, ja zajmuję miejsce z tyłu, po za nią. Jak ona konie smaga! Mkną jak szalone...
Chce dziś wzbudzić ogólny podziw, podbić swymi wdziękami wszystkich, i to udaje się jej doskonale. Jest niebezpieczną lwicą. Kłaniają jej się z powozów, na chodnikach tworzą się grupy pieszych, którzy tylko o niej rozmawiają. Lecz nikt z nich nie zauważył ukłonu pewnego starszego kawalera.
W tem przyskoczył jakiś młody człowiek na młodym wronym koniu. Gdy zobaczył Wandę, wstrzymał konia, a następnie pozwolił mu kroczyć stępo. Już jest blizko — zatrzymał się i znowu ją wyprzedził, lecz teraz spostrze-