Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 246.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Okropność się stała, Billy! Coś straszliwego wpadło na nas i zbudziło ze snu. Niewiadomo, czy nie pozabija nas wszystkich!
— Cicho bądź, bo cię kopnę, aż spuchniesz! Jakże może muł z twoją postawą i wykształceniem kompromitować w ten sposób całą baterję wobec obcych!
— Daj mu pokój! — rzekł koń kawaleryjski — Pamiętaj, że każdy zpoczątku robić zwykł głupstwa. Pamiętam dobrze, jak w Australji, mając trzy lata, uciekałem na widok człowieka. Goniono mnie przez pół dnia, a gdybym był wielbłądem, uciekałbym pewnie do dzisiaj.
Wszystkie niemal konie kawalerji angielskiej są pochodzenia australijskiego, a ujeżdżają je sami żołnierze.
— To prawda! — rzekł Billy — Nie dygotajże tak, smarkaczu. Gdy na mnie po raz pierwszy włożono kulbakę, stanąłem na przednich nogach i wierzgałem tak długo, aż ją zrzuciłem. Chociaż wówczas nie miałem wyobrażenia o właściwej sztuce wierzgania, mówiono jednak, że, jak świat światem, żaden jeszcze muł nie wierzgał tak konsekwentnie.
— Nie mam na myśli kulbaki, ani też owych hałaśliwych łańcuszków i kółek. Wiesz przecież dobrze, Billy, że sobie z tego nic nie robię oddawna. To, co na nas wpadło, wyglądało jakby las i straszliwie beczało i chrapało. Natychmiast pękła mi trenzla, straciłem