Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 230.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tupanie zmieniło się w chrzęst miażdżonych roślin, ale po chwili znowu przeszło w dudnienie o twardy grunt.
W pobliżu gdzieś skrzypnęło drzewo. Chłopiec wyciągnął rękę i namacał korę, ale Kala Nag poruszył się, tupiąc ciągle i Tumai znów stracił orjentację, tak, że nie wiedział, czy posuwa się w tył, w bok, czy naprzód. Słonie milczały teraz, raz tylko rozległ się równoczesny kwik dwu młodych słoniątek i w dalszym ciągu trwało to tępe, głuche tupanie. Trwało to około dwu godzin i biedny chłopak czuł ból w każdym członku, gdy nagle poznał z woni powietrza, że zbliża się świt.
Na niebie zabłysła żółta smuga, widna ponad szarozielonym grzbietem gór, a z pierwszem jej pojawieniem się tupanie ustało, jak gdyby świt był sygnałem zakończenia tanów. Zaledwie zdążył zebrać myśli i usiąść na grzbiecie, znikły słonie i Tumai zobaczył, że na polanie znajduje się tylko Kala Nag, Pudmini i ów nieznany słoń ze świeżemi pręgami od powrozów na piersiach i grzbiecie. Olbrzymy znikły cicho, jak widma, i niepodobna było zauważyć, w jakim odeszły kierunku.
Tumai rozejrzał się bystro. Wydało mu się, że polana była teraz większa, niż z początku nocy. Pośrodku sterczało więcej drzew, a krzaki i trawa cofnięte zostały znacznie wstecz. Tumai zrozumiał teraz dopiero owo dudnienie. Słonie wydeptały szeroką przestrzeń, soczyste rośliny i trawa zmielone zostały na