Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 229.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chwilę. Tumai wiedział, że Kala Nag otoczony jest wokół tłumem słoni i że żadna siła nie skłoni go do rozstania się z niemi, przeto zacisnął z desperacją zęby i leżał dalej spokojnie. Było mu gorzej i straszniej jeszcze niż w kedda, bo tam błyskały pochodnie i czuło się ludzkie istoty w pobliżu, tu zaś czuł się zupełnie osamotniony i słaby, to też drgnął ze strachu, gdy raz jakaś trąba dotknęła przypadkiem jego kolana.
Nagle któryś ze słoni zatrąbił donośnie, a wszystkie inne zawtórowały chórem i przeraźliwe owe wrzaski trwały przez dobre pięć, czy dziesięć sekund. Były tak potężne, że rosa spadła z liści i rozpryskiwała się na grzbietach zwierząt, a równocześnie wszczęło się jakieś dudnienie, zrazu ciche i zgoła dla Tumaja niezrozumiałe. Rosło ono i potężniało z każdą chwilą, a w danej chwili zaczął Kala Nag także podnosić naprzemian przednie nogi i tłuc niemi w ziemię miarowo, jakby olbrzymiemi stęporami.
Wszystkie słonie biły teraz nogami, a odgłos ten przypominał nieustanny grzmot, czy warkot bębnów, dobywający się z podziemnej pieczary.
Rosa opadała wciąż, aż jej zabrakło, a dudnienie trwało dalej i stało się tak potężne, że ziemia drżała. Tumai zatkał sobie palcami uszy, ale to nic nie pomogło, bo ciałem jego wstrząsało owo dudnienie okropne i nieustanne. Był w rozpaczy i zdawało mu się, że spadnie na ziemię. Nagle wydało mu się, że Kala Nag cofnął się o kilka kroków, to znów, że postąpił naprzód.