Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 221.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaniedbawszy zalecić ludziom równi pilnego baczenia podczas tej nocy. Gdy ich wypytywano o powód, śmiali się i dawali wykrętne odpowiedzi.
Mały Tumai przypilnował, by Kala Nag miał dostatek jedzenia, a potem, gdy wieczór zapadł, czując się nad wyraz szczęśliwy, zaczął wałęsać się po obozie. Pragnął koniecznie zdobyć tamburyn i zdawało mu się, że chyba umrze, jeśli nie dopnie swego. Mały Hindus, czując rozpierającą go radość, nie biega i nie krzyczy, ale siada na ziemię i zatapia się w sobie. A miał o czem marzyć dzisiaj mały Tumai, wszakże rozmawiał z samym Sahibem Petersenem!
Kramarz obozowy pożyczył mu małego tamburyna. Jest to płaski bębenek, w który uderza się dłonią. Gdy gwiazdy zabłysły, Tumai usiadł tuż przed Kala Nagiem, położył tamburyn na kolanach i bębnił długo i bez przerwy, a im dłużej rozmyślał nad zaszczytem jakiego doznał, tem mocniej uderzał w tamburyn. Przesiedział tak parę godzin na kupce paszy, a chociaż, w muzyce tej nie było słów, ani melodji, sprawiała mu rozkosz niewysłowioną.
Schwytane słonie szarpały powrozy, stękały i trąbiły od czasu do czasu, a z namiotu dolatywała piosenka matki, usypiającej młodszego brata. Było to bardzo stara śpiewka o wielkim bogu Sziwie, który ongiś przeznaczył każdemu ze stworzeń, co ma jeść. Początek tej prastarej pieśni brzmi mniej więcej tak: