Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 145.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odrazu, że należy zmykać w chwili, gdy ojciec rozpoczyna bójkę z sąsiadem, tarzając się z przeciwnikiem po gładkich kamieniach. Matka przebywała w tym czasie przeważnie na morzu, polując na zdobycz i Kotik dostawał jeno co drugi dzień jeść, ale gdy dopadł jadła, pracował za czterech i wychodziło mu to na zdrowie.
Pewnego dnia zrobił wycieczkę w głąb lądu, gdzie spotkał ogromne mnóstwo rówieśników. Bawili się, niby małe pieski, zasypiali, a potem zaczynali na nowo harce. Nie zwracali na to wcale uwagi ojcowie, młodziki trzymali się też na uboczu, to też malcy dokazywali, ile chcieli i było im bardzo dobrze.
Matka, wracając z połowu, udawała się wprost na to miejsce zabaw i dobywała głosu podobnego do beku owcy, wołającej koźlęcia, a Kotik odpowiadał na to wezwanie. Wówczas podążała ku niemu wprost odmiatając po drodze płetwami malców na prawo i lewo. Ciągle szukało tam swych dzieci kilkaset matek naraz, a przeto malcy musieli pilnie baczyć, by rozpoznać swe rodzicielki.
— Jesteś tu całkiem bezpieczny — mówiła Kotikowi matka — pamiętaj tylko nie włazić do błota, by nie oskrostowacieć, nie ocierać zadraśnięć skóry o ostry piasek i nie pływać, gdy fale biją wysoko.
Foczęta pływać nie umieją, podobnie jak małe dzieci, niczego jednak ponadto bardziej nie pożądają.