Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 119.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zanim się zbudzi. Ale bawoły ruszą dopiero, gdy go zwietrzą, a ja nie znam ich języka i nie mogę powiedzieć, o co mi idzie. Możeby udało się zajść mu od tyłu i wprowadzić trzodę na jego trop, któryby zwęszyły bawoły?
— Nic z tego! Płynął długo pod prąd Wajgungą, aby zmylić ślady.
— To pomysł tego draba Tabaki. Tygrysowi nie przyszłoby nigdy do głowy coś podobnego.
Zamyślił się i dumał, trzymając palec w ustach.
— Wyschłe łożysko rzeki — zaczął po chwili — kończy się o pół mili stąd. Mógłbym okrążyć puszczę, wpędzić stado w wąwóz, a potem, pędząc w dół, stratować wszystko co na drodze. Ale to na nic, bo on ucieknie drugim wylotem wąwozu! Hm... hm... Bracie szary, czy nie zrobiłbyś mi tej przysługi, by rozdzielić trzodę na dwie części?
— Nie dałbym temu może rady sam, — powiedział wilk — alo mam tu blisko sprzymierzeńca, co się zowie... Czekaj, zaraz wracam!
Skoczył w gąszcz i znikł w jakiejś jamie. Po chwili wyjrzał z onej jamy ogromny, siwy, dobrze znany chłopcu łeb, a jednocześnie rozległ się w rzeźwem powietrzu ranka straszliwy głos wilka-samotnika, polującego dniem, na którego wycie drży wszystko wokół, zarówno zwierzęta, jak ludzie.
— Akela! Akela! — zawołał radośnie Mauli, uderzając w dłonie — Oczywiście nie zapomniałeś