Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 107.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wilczęta, igrające z chłopcem, gryzły go często dotkliwiej, niż zamierzały, i miał na rękach i nogach sporo białawych szram. Ale nie nazwałby tego nigdy sam bliznami po ukąszeniach, wiedział bowiem dobrze co to ukąszenie.
— Arre! Arre! — wołało tymczasem kilka kobiet. — Biedny chłopak, pokąsany przez wilki! A jaki ładny! Oczy płoną mu niby ogień. Zaprawdę, Messuo, podobny całkiem do twego synka, którego porwał tygrys.
— Zaraz! Przyjrzę mu się! — zawołała kobieta, przybrana w ciężkie, miedziane bransolety na rękach i nogach, przysłaniając dłonią oczy.
— Prawda! — rzekła po chwili. — Trochę chudszy, ale oczy ma zupełnie podobne!
Kapłan był zręcznym człowiekiem i pamiętał, że Messua to żona najbogatszego w wiosce osadnika. Podniósł przeto na chwilę oczy w niebo, a potem powiedział z namaszczeniem:
— Dżungla oddaje to, co zabrała! Zabierz do siebie chłopca, siostro moja, a nie zapomnij o czci winnej kapłanowi, który odkrył tak głęboko ukrytą tajemnicę życia.
— Przysięgam na bawołu, który mnie okupił — myślał Mauli — że cała ta gadanina przypomina mi Skałę Rady, na której mnie pono przyjmowano do stada wilków. Ale skoro jestem człowiekiem, muszę zastosować się do obyczajów ludzkich.