Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 095.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyjaciółmi i prześpij się bo oto właśnie zachodzi księżyc. Lepiej, byś nie był świadkiem tego, co się tutaj będzie działo.
Księżyc zwolna zapadał poza linję wzgórz, a na jasnem tle, niby jakaś fantastyczna koronka, rysowały się wiotkie cienie małp drżących, przytulonych do siebie, wieńczących gzymsy ścian i zębate rozwaliny murów.
— Księżyc zachodzi! — zawołał Kaa — Czy dosyć widno, byście mnie widzieć mogły, bandar-logi?
Z murów doleciał żałosny głos, niby jęk wichru w koronach drzew:
— Widzimy cię, potężny Kaa!
— To dobrze! Uważajcież tedy pilnie, bowiem władca wasz wykona wielki, głodowy taniec. Siedźcie spokojnie i patrzcie!
Zakołysał się falisto, zatoczył kilka kręgów i począł chwiać w prawo i lewo potworną głową, przypominającą w tej chwili olbrzymie wahadło. Skręcał długie ciało swoje w pierścienie, ósemki, tworzył zeń zaokrąglone po narożach trójkąty, rozlewne kwadraty, to znów pięcioboki, przechodzące w faliste pagórki. Wił się ciągle miarowo, bez pośpiechu, a ruchom tym towarzyszył monotonny szmer brzękliwej pieśni. Noc schodziła coraz to głębsza, sploty węża tonęły w ciemności, wreszcie znikło wszystko i słychać było jeno szczękanie łusek, trących się o siebie w tańcu.