Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 086.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Rozumiem dobrze, — odrzekła Bagera — sprawa nader ciężka, szkoda, że niema starego Balu, ale uczynię, co się da! Gdy tylko obłok zasłoni księżyc, skoczę na taras i przerąbię się przez tłum, który, jak mi się zdaje, odbywa jakąś naradę nad losem mego chłopca.
— Szczęśliwych łowów! — syknął dziko Kaa i znikł w trawie, pełznąc ku zachodniej stronie.
Mur był jednak wcale dobrze zachowany i pyton musiał zmitrężyć sporo czasu, zanim znalazł drogę i nań się wygramolił.
Obłok przysłonił księżyc, gdy Mauli usłyszał na tarasie lekkie kroki Bagery. Pantera, dostawszy się na taras, nie tracąc czasu na zagryzanie małp, rozbijała im jeno łby uderzeniami łap i starała się przebić gruby pierścień ciał, otaczających chłopca. Liczył on jednak około sześćdziesięciu rzędów. Rozległy się skowyty przerażenia i wściekłości, Bagera deptała po ciałach i kroczyła naprzód, nagle jednak zabrzmiał okrzyk:
— Wróg jest sam jeno jeden! Zabijmy go!
Ogromny tłum rzucił się na panterę, kąsając, drapiąc, szarpiąc, a kilka małp pochwyciło chłopca, wciągnęły go na szczyt pawilonu i strąciły w zasypany na poły kurytarz. Gdyby Mauli był wychowany przez ludzi, potłukłby się niezawodnie, spadając z tak znacznej wysokości, ale wiedział on od starego Balu, jak spadać należy, przeto stanął na nogach i rękach i prócz silnego wstrząsu nie odniósł żadnego przykrego obrażenia.