Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 085.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mauli milczał, a wkoło niego gromadziły się coraz to liczniejsze zgraje, słuchając mówców, którzy wysławiali lud bandar-logów, ile razy zaś jakiś mówca zatrzymywał się, by nabrać tchu, wszystkie wrzeszczały społem:
— To prawda! To prawda! Wszystkie jesteśmy tego samego zdania!
Mauli siedział ze zwieszoną głową, przytakiwał ilekroć zwracano się doń z pytaniem, a cały ten piekielny rozgwar przyprawiał go o zawrót głowy.
— Niezawodnie musiał je pokąsać Tabaki! — myślał — Widocznie są szalone! Czyż nigdy nie sypiają?... Ach... widzę obłok... sunie ku księżycowi.... o ile będzie dość ciemny, spróbuję się wymknąć cichaczem. Nieszczęście tylko, że jestem taki wyczerpany!
Ruch tegoż samego obłoku śledzili bacznie dwaj sprzymierzeńcy, zaczajeni w zasypanym na poły rowie obronnym miasta. Zarówno bowiem Kaa, jak i Bagera wiedzieli dobrze, że walka z taką przewagą liczbową jest nader trudna. Małpy rzucają się zawsze we sto na jednego przeciwnika, więc mało które stworzenie dżungli może im sprostać.
— Podpełznę pod mur od zachodu i stamtąd rzucę się na nie znienacka! — powiedział Kaa — Mimo ogromnej przewagi, nie poważą się uderzyć na mnie! Niestety, ty...