Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 073.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdy tymczasem ja muszę nieraz przez cały dzień czatować na przejście ku wodzie, albo spinać się przez pół nocy po drzewach, zanim mi wpadnie w gardziel jakaś młoda małpa. Ach, cóż to za drzewa dzisiaj! Nie takie rosły czasu mej młodości! Wszystkie konary popróchniały, a gałęzie łamią się za dotknięciem!
— Może przyczyną tego jest poniekąd własny twój ciężar! — zauważył niedźwiedź.
— To prawda! — zgodził się Kaa z dumą — Jestem długi, oo... porządnie długi. Ale mimo to dzisiejsze drzewa są marne, wierzajcie mi. Niedawno omal nie spadłem na ziemię. Nie wiele brakowało. Nie objąłem dobrze pnia ogonem i, ześlizgując się, zbudziłem ze snu bandę bandar-logów, które obsypały mnie wyzwiskami i przekleństwami.
— Jaszczurka!... Glista ziemna... — mruknęła niby do siebie Bagera, jakby przypominała sobie wyzwiska małp.
— Sss... — syknął pyton ze złością — Więc to takie na mnie miotały obelgi?
— Coś podobnego wrzeszczały wczorajszej nocy, ale nie zwracaliśmy na to oczywiście uwagi. Wszakże ciągle wygadują brednie. Gadały, zdaje mi się, jeszcze, że ci powypadały ze starości zęby i dlatego nie łowisz stworzeń większych od koźlęcia, unikając nawet starych capów, których rogi budzą w tobie strach nieopisany. Naprawdę te bandar-logi, to bezwstydni potwarcy!