Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 067.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z wrzaskiem ogromnym, w skokach nieprawdopodobnych pędził po gościńcach drzewnych i powietrznych cały lud bandar-logów, unosząc swój łup nie wiadomo dokąd.
Zrazu Mauli myślał o tem jeno, by go małpy nie upuściły na ziemię, potem zaś zawrzał gniewem. Ale o walce mowy być nie mogło, zaczął się przeto zastanawiać nad sytuacją. Sądząc po szybkości małp, przewidywał, że przyjaciele jego, Balu i Bagera, rychło zostaną daleko w tyle, należało ich tedy uwiadomić, w którym się oddala kierunku. W dole nie było prawie nic widać, gdyż gałęzie zasłaniały całe połaci dżungli, to też Mauli zwrócił spojrzenie w górę. Po małej chwili dostrzegł w przestworzu sępa Chila, zataczającego ogromne kręgi nad knieją w poszukiwaniu żeru. Chil zauważył, że małpy coś niosą, przeto zniżył lot, by zobaczyć, czy niema tam czegoś do zjedzenia, ale, zawisłszy paręset metrów nad drzewami, aż gwizdnął z podziwu, ujrzawszy wleczonego na szczyt chłopca, który mu rzucił hasło w narzeczu ludu sępów:
— Ja i ty jesteśmy jednej krwi!
Zasłoniły mu go natychmiast gałęzie, ale Chil machnął skrzydłem, przeniósł się nad następne drzewo i znowu zobaczył miedzianą twarz chłopaka.
— Idź moim śladem! — zawołał Mauli — Zanieś wieść seeoneeńskim przyjaciołom moim, staremu Balu i Bagerze.