Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy raz się zbiegną, siadają niby na jarmarku wokół cielęcia nakrytego pierzyną, to jest mnie. Bywa wesoła Wilhelminka, Huquette, o pięknym nosku, Jacquette, która wie wszystko, Marqueron, Alizon, Gilletka i Macetka. Oblegają mnie te ślicznotki i gdaczą niby kurki, ćwierkają niby wróbelki, gęgają niby gąski. Gadamy, śmiejemy się, a że chociaż kaleka i staruch mam pełen worek anegdotek, łaskotliwych przypowiastek i kalemburów, dotyczących rzeczy, których pono tykać nie wolno, przeto lubią mnie.
Śmiech słychać aż na ulicy, a Florimond czuje zazdrość i pyta o tajemnicę powodzenia.
— Tajemnica moja... ha... ha! Całą tajemnicą jest młodość moja! Tak, drogi staruszku!
— Ej nie! — odparł — Nie! Stary kobieciarz ma zawsze szczęście do bab. Latają za nim, jak opętane.
— I słusznie! — zawołałem — Czyż wysłużonemu żołnierzowi nie należy się uznanie? Wszyscy tłoczą się dokoła niego, mówiąc: on wraca z pola chwały! Podobnie kobiety mówią sobie: Colas odbył tyle kampanij w krainie miłości. Zna on kobiety i wie, jak z niemi walczyć. Zresztą, któż wie... może zacznie jeszcze wojować na nowo?