Strona:PL Rodzina kamieniarza.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
 — 13  —

dziemy się dzielić tym, co mamy — powiedziała Pokorowa.
— Masz rację. Chociaż i u nas nie przelewki, ale nie mamy się co równać z Dąbkami — jesteśmy, chwała Bogu, zdrowi i mamy siłę do pracy. Tymczasem on obecnie jest ciężko chory, a ona taka zmartwiona i zajęta obsługiwaniem chorego, że o zarobku myśleć nie może — ciągnął Pokora.
— Biedaczka Dąbkowa nie mogła się dotąd zdobyć ani na kokoszkę, ani na kozę, nie mają zatym ani kropli mleka. Wiesz, gdy pójdziemy do nich, wezmę trochę mleka dla chorego i parę jajek dla dzieci. Pewno Dąbkowa nie ma czasu pomyśleć o wieczerzy.
— Bardzo dobrze. Nam to wielkiej ujmy nie zrobi, a im dopomoże. Wiele dać nie możemy, ale lepiej mało, niż wcale.
— Żeby tak wszyscy myśleli, to może biedaków nie byłoby na świecie!
Mówiąc to, Dąbkowa ugotowała parę jajek na twardo, nalała dzbanuszek mleka i wyszła z mężem.
Wacek obiecał, że będzie pilnował rodzeństwa i nie położy się, póki rodzice nie wrócą.
Smutno było w chałupce Dąbków, która była jeszcze mniejsza i nędzniejsza od mieszkania Pokorów.
Na łóżku leżał gospodarz, nogi miał grubo obandażowane i jęczał co chwila boleśnie. Przy nim siedziała mizerna kobiecina i ocierała od czasu do czasu oczy. W kącie pod piecem tuliły się do siebie dwie dziewczynki.
Gdy Pokorowie weszli do izby, chory powitał ich smutnym uśmiechem.
— Poczciwi z was ludziska, skoro jeszcze po nocy przyszliście mię odwiedzić — wyszeptał.