Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  32  —

strzelby i noże, ale radzę ci nie zdejmować futerału z mózgownicy, ponieważ postanowiłem cię wyrzucić tak w górę, że makówką wbijesz się w ziemię.
— Jestem gotów — rzekł Natan, złożywszy broń na stronie.
— Kukuryku! kukuryku! — zapiał dwukrotnie Ralf, a potem rzucił się na Natana i uchwyciwszy prawą ręką za jego lewe ramię, a lewą za prawe biodro, zawołał: Baczność! już lecisz!
— Czekam — rzekł Natan spokojnie.
Ralf szarpnął go, ale, pomimo wielkiej siły, nie był w stanie z miejsca poruszyć. Zdawało się, że chudy kwakier wrósł w ziemię, a członki miał stalowe.
— Omyliłeś się, mój bracie — rzekł pokornym głosem — jak widzisz, jeszcze nie lecę. Ale teraz na mnie kolej. — To rzekłszy, pochwycił samochwała i bez wielkiego natężenia rzucił go w górę, że Stackpole aż wywrócił kozła w powietrzu i padł tak silnie głową na ziemię, iż byłby ją roztrzaskał gdyby o kamień, zamiast o miękki piasek uderzyła.
Przypatrujący się wydali okrzyk nadzwyczajnego zadziwienia.
— Zabił go — krzyknął Roland — ale sam Ralf chciał tego.
— O nie, zacny komendancie wychodźców — rzekł Ralf, dźwigając się powoli i z trudnością — zabity, dzięki Bogu, nie jestem jeszcze, ale zdaje mi się, że moja głowa nie siedzi na dawnem