Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  26  —

nikt więc z obecnych nie kwapił się odpowiedzieć na wyzwanie koniarza, owszem, drażnili go coraz bardziej, dogadując mu i zarzucając z pozorną groźbą, że już niejednokrotnie pożyczał konie od rozmaitych osadników, ale ani jednego nie zwrócił.
Roland, znudzony niedorzecznościami Ralfa, już zamierzał powrócić do domu, gdy wtem w ulicy, wiodącej na plac, ukazała się nowa postać, na której widok wybuchnęły jeszcze gwarliwsze śmiechy.
— Ralfie ryczący! — zawołał Tom Bruce — patrz! Oto zbliża się przeciwnik, godny twojego męstwa, który niezawodnie przyjmie wyzwanie. Patrz! Oto Krwawy Natan.
Usłyszawszy to straszliwe nazwisko, osadnicy zaczęli śmiać się jeszcze głośniej, klaszcząc z uciechy w ręce.
— Gdzie on jest — ryknął Ralf, podskakuąc w górę niechaj mię siarczysty grom roztrzaska, jeżeli go żywcem nie pożrę. Kukuryku!
— Śmiało! Śmiało, Stackpole — wołała ze wszystkich stron młodzież — pokaż, że nie jesteś tchórzem, że nie ulękniesz się Krwawego Natana.
— Ja miałbym się ulęknąć tego rozżartego jaguara! — wrzasnął Ralf. — Połknę go, jak kluskę. Alboż darmo nazywają mię aligatorem z nad Słonej rzeki?
Roland usłyszawszy nazwisko nowego przybysza i słysząc odgrażanie się Ralfa, niezmiernie był ciekaw ujrzeć tego, którego osadnicy nazy-