Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  20  —

mógł to zrobić człowiek, a niekoniecznie jakiś duch urojony.
— Rolandzie — rzekł pułkownik, wstrząsając z uśmiechem głową — nie znasz naszych osadników. Trzeba ci wiedzieć, że na dziesięć mil wkoło nie masz jednego, któryby się nie pochlubił z zabicia wrogiego Indyanina. W całem Kentuky nie znajdziesz człowieka, któryby, odniósłszy zwycięstwo nad dzikim, nie roztrąbił swojego czynu w całym okręgu, a jednak żaden nie przywłaszczył sobie chluby z trupa, zamontowanego przez Ducha Puszczy. Nakoniec powiem ci jeszcze, że znam ludzi, którzy go na własne oczy widzieli.
— Przeciw takim dowodom trudno walczyć — rzekł Roland, widząc, iż powątpiewanie jego nie podobało się wcale pułkownikowi.
— Tak, tak — mówił ten dalej — Ben Thonnes, Samuel Sharp i kilku innych widzieli go, przesuwającego się w gęstwinie borów, twierdzą oni, iż jest podobny do ducha raczej, niż do człowieka. Powiadają, iż wzrost jego jest olbrzymi, że ma głowę, porosłą kudłami, z pośród których sterczą rogi, jak u bawołu; że poprzedza go zwierz wielki, podobny do brunatnego niedźwiedzia, wskazując drogę i tropiąc dzikich. Spotkać go można z owem zwierzęciem tylko w najdzikszych ustroniach puszczy. Dla białych jest przyjaznym i żadnemu z nich nigdy nic złego nie uczynił. Nie jestem ja zabobonny, kapitanie, ale mogę ci zaręczyć słowem honoru, że Dżibbene-