Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  242  —

gniewem i zemstą, lecz okazało się wkrótce, że nie miał wcale zabójczych zamiarów. Zatrzymawszy się o trzy kroki od Natana, wpoił w niego wzrok tak okrutny, iż każdemu innemu człowiekowi krew ścięłaby się w żyłach z przestrachu. Poczem wzniósłszy siekierę ze stali polerowanej, nie dla zadania ciosu, lecz dla nadania sobie groźne, i imponującej postawy, zawołał donośnym głosem w języku indyjskim, gdyż zanadto był rozpalonym, aby mówić po angielsku:
— Jestem Wenonga! Czarny Sęp! Kamienne Serce, wielki wódz plemienia Osagów. Zabiłem dużo bladych twarzy i piłem krew ich gorącą. Drżą oni jak liść miotany wichrem gdy się głos mój rozlegnie w pobliżu ich osad, a żaden mi placu nie dotrzyma. Nie lękam się nigdy bladych twarzy, czegóżbym lękać się miał szatana białego? Gdzie jest Dżibbenenosah? Gdzie Duch Puszczy? Gdzie jest klątwa mego plemienia? Morduje on moich wojowników i odbiera im życie w cieniach nocnych. Dlaczegóż boi się spojrzeć oko w oko Wenondze, Czarnemu Sępowi, wielkiemu wodzowi Indyan Osagów? Czem jest: kobietą, psem czy łanią? Baby i dzieci przeklinają mnie, kiedy koło nich przechodzę. Nazywają mię mordercą swych mężów i ojców. Twierdzą, że ja wywołałem tego szatana z czeluści piekielnych. Gdyby Wenonga był odważniejszy, mówią, zabiłby Ducha Puszczy! A Wenonga krążył w najdzikszych ustroniach puszczy i szukał, a nie znalazł szatana bladych twarzy. Bo Dżibbenenosah lęka się siekiery We-