Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  238  —

w pierś, ażeby więcej nie krążył w ciemnościach i młodych wojowników osagskich nie mordował.
Natan podczas całej tej mowy nie dał znaku najmniejszej uwagi, chociaż naczelnicy indyjscy uważali ją za nadzwyczaj piękną i okazywali, że im się niezmiernie podobała. Wenonga przekonał się, że nie zdoła na teraz skłonić wielkiego czarnoksiężnika białych do spełnienia swych żądań, odłożył więc dalsze namowy na później.
Nakoniec zabrali się wszyscy do wyjścia, ale przedtem każdy z Indyan, za przykładem Czarnego Sępa, obejrzał starannie więzy, krępujące więźnia.
Skoro Natan ujrzał się sam, znikła z jego twarzy dotychczasowa obojętność, jaką zachowywał podczas odwiedzin Wenongi. Zaledwie ucichły kroki odchodzących Indyan, gdy więzień natężywszy wszystkie swe siły, podniósł się i bystrym wzrokiem przejrzał całą izbę. Od wczorajszego dnia nic tu nie uległo zmianie, wyjąwszy że broń zawieszona na ścianach i palu podpierającym dach znikła. Wszystkie zresztą sprzęty i rzeczy pozostały na dawnem miejscu, a nad ogniskiem wisiały czupryny poruszane jego ciepłem. Kwakier spojrzawszy na nie drgnął z przerażenia i boleści, a na jego twarzy zarysowało się tak okropne cierpienie, iż zdawało się że pod jego brzemieniem serce mu pęknie. Zwolna przemógł się, przy szedł do siebie i znów zaczął się po więzieniu rozglądać.
Po obejrzeniu wnętrza izby i przekonaniu się,