Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  226  —

Zaprzestano obelg i krzyków; więźniów porozprowadzano po osobnych chatach dodawszy każdemu straż, złożoną z najdoświadczeńszych wojowników. W godzinę później cała wieś spoczywała znowu w głębokim śnie, wyjąwszy wartowników, czuwających nad więźniami.
Daniel wracał do swej chaty, gdy nagle ujrzał Braxleya, którego nakoniec stara Indyanka, zabierając się do spoczynku, znalazła pod brzemieniem skór, rozwiązała i odkneblowała. Braxley z przerażeniem dostrzegł stratę dokumentu, zapewniającego mu posiadanie majątku. W przestrachu, pomieszaniu i zamęcie, jakie go ogarnęły gdy go Natan tak niespodziewanie napadł, nie mógł dostrzedz zniknięcia testamentu. Dopiero kiedy go Indyanka rozwiązała, spostrzegł swoje nieszczęście, a pierwszem zapytaniem gdy spotkał Doego, było, czy testamentu nie znalazł.
Doe starał się go uspokoić, twierdząc, iż zapewne pergamin wyślizgnął mu się z zanadrza podczas pasowania się z nieznajomym, że zapewne podniósł go który z Osagów, a jutro jako rzecz nie mającą żadnej wartości niezawodnie zwróci.
Braxley uspokoił się wprawdzie co do testamentu, lecz niemniejsze ogarnęło go przerażenie, ody się dowiedział że Roland żyje. I tu Doe starał się go uspokoić, zapewniając, iż kapitan znajdując się w rękach Czarnego Sępa żywcem z nich nie wyjdzie.
— Dziwię się — zauważył Braxley — ze nie-