Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  198  —

pociągnąwszy znów z dzbana. — Jedenastu dzikich poległo, a szczęściem trzech tylko z naszej wioski, bo gdyby nie to, jużby Edyta dawno była zamordowana i oskalpowana, pomimo pieniędzy i fraszek jakimi opłaciłeś Osagów. Trzech naszych, a pomiędzy tymi dwóch, zamordowanych przez Ducha Puszczy. Wiesz o tem Ryszardzie, że tchórzem nie jestem, ale pojawienie się tego straszydła leśnego właśnie w chwili, gdyśmy schwytali brata i siostrę, napełnia mię jak najgorszem przeczuciem. Indyanie jeszcze bardziej są przerażeni: widziałeś z jakim trudem zdołałem nakłonić ich do dalszej walki z oblężonymi, gdy nagle ujrzeli w lesie trupa jednego ze swoich, z przerżniętą na krzyż piersią, z tym znakiem piekielnego zjawiska. Podczas gdyśmy ich atakowali, przeklęty Dżibbenenosah zabił go tak cicho, że nikt tego nie dostrzegł. Wierz mi, że mam go za wcielonego dyabła.
— To tylko dowodzi, że jesteś zabonnym głupcem. Ja nie jestem takim osłem, żebym miał wierzyć w podobne brednie.
— Naturalnie kto w piekło nie wierzy ten się djabła nie boi — odrzekł Doe. — Sam przecież widziałeś pod drzewem trupa indyjskiego z czerwonym krzyżem na piersi, chociaż pięciu jego towarzyszów przysięgało, że go przed chwilą żywcem opuścili. Jego broń była potrzaskana, jakby widziadło nie pozwoliło mu nawet bronić się.
— Ba, — odrzekł tamten — rzecz bardzo prosta: któryś z osadników podszedł w lesie z nie-