Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  174  —

tego. Na zakręcie parowu dostrzegli jelenia, szarpanego przez panterę, która, ujrzawszy nadchodzących ludzi, pierzchnęła w gęstwinę, pozostawiając im swój łup.
Natan, obejrzawszy starannie jelenia, zauważył, iż przed napadem pantery już był ugodzony kulą. To mocno zaniepokoiło kwakra. Po bliższem jednak rozpatrzeniu przekonał się, że rana zadana wystrzałem była lekka, tak iż nie przeszkodziła jeleniowi ubiedz parę mil, zanim wpadł w moc drapieżnego zwierzęcia. Spostrzeżenie to uspokoiło myśliwca, nożem wyciął cąber jeleni i zabrawszy go na plecy, zapuścił się w głąb parowu, w którym zamierzał upiec i spożyć z towarzyszem ten przysmak.
Miejsce w którem się znajdowali, było całkiem górami zamknięte. Od strony, z której przyszli, spadzistość łagodna tworzyła łatwy przystęp, za to z przeciwnej strony góry wznosiły się odrazu nadzwyczaj stromo. Środkiem płynął strumień, tworzący tu i owdzie bagniste kałuże i niknący o kilkaset kroków dalej w zakrętach parowu.
Natan i Roland, złożywszy broń, zabierali się do przygotowania posiłku z największą spokojnością. Cukierek jednak nie dzielił ich spokoju. Zaczął nagle kręcić się i biegać, wietrzył nosem na wszystkie strony i sapał w tak niezwykły sposób, iż zwrócił na siebie uwagę kwakra. Obwąchawszy troskliwie brzegi strumyka, przy którym zatrzymali się nasi podróżni, spojrzał w górę w dół parowu, a potem, węsząc wciąż ziemię,