Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  159  —

Cukierka, doszedł do pola bitwy w chwili, gdy Indyanie powrócili z bezowocnej pogoni.
— Wtedy — mówił Natan, kończąc opowiadanie — zapytałem małego Cukierka, co należy przedsięwziąć. Obydwaj zgodziliśmy się na to, aby Indyan ścigać, dopóki nie dowiemy się, co się stało z biednemi kobietami. Ostrożnie zbliżyliśmy się do legowiska dzikich, ale już opuściły je czerwone skóry.
Idąc za przewodnictem mądrej psiny, doszedłem do miejsca, gdzie Indyanie podzielili się. Liczniejsza horda udała się w głąb puszczy przez górę, mały oddział przeprawił się za rzekę. Cukierek stanął na drodze, ku rzece wiodącej, a po zachęcających jego ruchach domyśliłem się, iż niezawodnie znajdować się musisz przy mniejszym oddziale. Wprawdzie noc już zapadała, kiedy przybyliśmy do miejsca, gdzie dzicy rozbili baryłkę z wódką, pies jednak prowadził mię z całą pewnością naprzód, dopóki nakoniec nie ujrzałem ogniska twoich prześladowców.
Z należytą ostrożnością przyczołgałem się aż pod samo ich legowisko i ujrzałem ciebie przykrępowanego do krzyża, a dzikich czuwających nad tobą z bronią gotową do strzału. Usunąłem się więc powoli o kilkadziesiąt kroków w najgęstszą krzewinę i tam przez parę godzin rozmyślałem nad tem, jakby cię oswobodzić.
— Miałżeś sumienie pozwolić mi męczyć się tak długo? Dlaczegóż nie rozciąłeś moich więzów