Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  127  —

gami. Niechże ci teraz Indyanie obedrą czuprynę, bo naszych tak prędko nie dostaną.
Z łatwością przebyli płytkie ramię rzeki oddzielające ich od lądu. Roland pochwycił w objęcia ocaloną siostrę, a potem obejrzał się po przestrzeni wód nadaremnie upatrując pastora. Kilkakrotnie wołał po nazwisku, ale żadnej nie otrzymywał odpowiedzi. Murzyn także nie wiedział, co się stało z Colbridgem, przypominał sobie tylko, że widział jakoby przez mgłę, że go woda unosiła ku kępie. Wszyscy ze smutkiem przypuszczali, że biedny pastor znalazł śmierć w nurtach rzeki.
Z pomiędzy pięciu koni trzy tylko wylądowało na brzeg, dwa pozostałe, a między nimi koń biednego Colbridge’a, zostały roztrzaskane o pnie kępy lub też uniósł je prąd rzeki.
Straty te zasmuciły Forrestera, nie miał jednak czasu długo o nich myśleć, gdyż należało jak najprędzej uchodzić z tych stron i jeszcze przed świtem dostać się w bezpieczne miejsce. Ralf podjął się doprowadzić uciekających do bezpiecznego brodu, skąd po przebyciu jego niedaleko już było do obozu karawany. Wniosek ten przyjęto jednomyślnie; kapitan wsadził siostrę na jednego, a Telię na drugiego konia, trzeciego oddał zmordowanemu murzynowi. Sam z Ralfem tuszyli piechotą; waleczny aligator postępował przed końmi, kapitan stanowił straż tylną.
Brzask dzienny rozpoczynał rozpraszać cienie nocy, gdy wyruszyli w pochód; zachmurzone niebo przyciemniało świt, tak iż niepostrzeżenie mogli