Strona:PL Robert Louis Stevenson - Wyspa Skarbów.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nikt z nas ani się ruszył. Miotając najplugawsze złorzeczenia, straszny kuternoga poczołgał się po piasku, aż dowlókł się do ganku i mógł znów oprzeć się na szczudle. Wówczas splunął do źródła.
— Patrzcie! — wrzasnął — oto, co myślę o was! Zanim przejdzie godzina, zmiażdżę waszą budę, jak antałek rumu! Śmiejcie się, śmiejcie, do pioruna! Nim przejdzie godzina, będziecie inaczej się śmiali! Ci, którzy zginą, będą szczęśliwi!
I cisnąwszy straszne przekleństwo, upadł, powlókł się po piasku, aż wreszcie przy pomocy człowieka niosącego białą chorągiew udało mu się po kilku nieudałych próbach przedostać poza ogrodzenie. W chwilę później znikł w gęstwinie drzew.