Strona:PL Robert Louis Stevenson - Wyspa Skarbów.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

warło na rozbójnikach, było znakiem, który ostrzegał ich przed nadchodzącem niebezpieczeństwem.
— To znowu Dirk![1] — rzekł jeden z nich. — Trzeba zawracać, koledzy!
— Dam ja ci zawracać, baranie! — źlił się Pew. — Dirk był głupcem i tchórzem od urodzenia — nie zważać na niego! Oni tu muszą być niedaleko; nie mogą być daleko! Więc do dzieła! Rozsypać się i szukać, psy jedne! Och, na mą duszę, gdybym miał oczy!...
Rozkaz ten sprawił niejakie wrażenie. Dwaj opryszkowie wzięli się do poszukiwań tam i sam pośród gratów, leżących przy domu, lecz jak mi się zdawało, nie grzeszyli wielką odwagą i spozierali z pod oka w stronę zagrażającego niebezpieczeństwa; reszta stała w zakłopotaniu na gościńcu.
— Czemu tak stoicie, jak głupcy? Macie już krocie pieniędzy prawie w garści, a nie chce się wam powłóczyć nogami! Wiecie, że jeżeli uda się wam to znaleźć, będziecie bogaci, jak królowie, a gapicie się i udajecie zmęczonych! Nie było między wami takiego, któryby się odważył stanąć wobec Billa... i ja to uczyniłem, ja — człowiek niewidomy! I ja też przez was tracę swe szczęście! Zostanę ubogim włóczęgą-żebrakiem, nie mającym nawet za co napić się rumu, chociaż mógłbym jeździć karetą. Jeżelibyście mieli choć tyle serca, co najmniejszy robaczek, jużbyście ich złapali!

— Daj spokój, Pew, zdobyliśmy talary! — zrzędził jeden ze zbójców.

  1. Dirk — sztylet, majcher. Wszyscy prawie korsarze, o których mowa w niniejszej powieści, mają dziwne nazwiska: Flint to krzesiwo, Pew — klęcznik, Silver — srebro itp.