Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 403.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czasu, a potem zbyt nimi pogardzał i zbyt wiele było pomiędzy nimi konkurencyjnych antagonizmów.
Pozostało mu tylko kilku najbliższych.
Ale Kurowskiego unikał, bo tamten nie mógł mu darować Anki, i przy każdej sposobności ranił go bardzo boleśnie.
Z Morycem Weltem żyć nie mógł, bo mu obrzydł zupełnie.
Z Maksem Baumem żyć nie umiał; spotykali się bardzo często. Maks był nawet chrzestnym ojcem jego syna, ale pomimo to byli ze sobą na chłodno, na stopie dawnego koleżeństwa, a nie przyjaźni... Maks miał do niego stary żal, również jak i Kurowski, za Ankę i nie mógł mu tego zapomnieć.
Ale Borowiecki coraz częściej czuł swoją samotność i tę przeraźliwą pustkę jaką był otoczony, — pustkę której nie mogły zapełnić miliony, ani zabijająca praca.
A teraz, w ostatnich czasach zaczynał uczuwać coraz częściej szalony, nieopowiedziany głód duszy.
I niewiedział jeszcze dobrze co mu jest!
Wiedział tylko, że nudzi go fabryka, interesy, ludzie, pieniądze — że nudzi go wszystko.
Rozmyślał właśnie o tem wchodząc do fabryki.
Olbrzymie czworoboki murów trzęsły się i huczały pracą.
Borowiecki przechodził mroczny przez sale, nie witał się z nikim, nie rozmawiał, nie oglądał nic, nie patrzył nawet na nikogo — szedł jak automat i błądził zgaszonym wzrokiem po maszynach w ruchu, po robotnikach pracujących w skupieniu, po oknach przez które wlewało się wiosenne słońce; podniósł się windą do suszarni gotowego towaru, gdzie na długich stołach, na