Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 375.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyrzucał nogami, szarpał kołdrę sztywniejącymi palcami palcami i charczał jakby duszony.
Anka rzuciła się do niego, wołała na służbę, dzwoniła, ale nikogo nie było, próbowała go cucić, ratować, wszystko było na próżno, nie dawał znaku życia, a ona, oszalała, wybiegła przed dom i zaczęła krzyczeć o pomoc.
Wkrótce zjawili się ludzie z Wysockim, który zajęty był ratowaniem poparzonych robotników, ale było już zapóźno, pan Adam nie żył, a Anka leżała przy nim na podłodze bezprzytomna.
Fabryka paliła się dalej.
Huk, który odkrył panu Adamowi pożar i zabił go, był to wybuch kotła, który wyleciał w powietrze, wyrwał ze sobą pół pawilonu i niby meteor ognisty zatoczył wielką elipsę i spadł na frontowy pawilon fabryki starego Bauma, przebił dach, rozbił sufit, zdruzgotał drugie i pierwsze piętro i zarył się w dolnej sali zasypany gruzami budynku, który również zaczął się palić.
Po wybuchu pożar fabryki Borowieckiego rozszerzał się coraz gwałtowniej.
Przez rozerwane wybuchem mury, niby przez straszną ranę, buchnęły potoki ognia i dymów i z dziką wrzawą szału ogarnęły wszystko krwawemi objęciami.
Pomimo wysilonej pracy straży ogniowej, pawilony zapalały się od pawilonów, ogień jak żywa istota pełzał po murach, darł się po dachach, przesuwał się krwawemi pręgami nad dziedzińcem, aż się połączył i zwichrzonemi falami przewalał się po fabryce.
Grozę potęgowała noc bardzo ciemna i wiatr silny,