Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 361.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miętasz to jeszcze mój Stachu, jak pasałeś nasze cielęta, co? A te cybuchy księdza Szymona, he?...
— Trudno zapomnieć... — mruknął, czerwieniejąc, bo Anka tak dziwnie patrzyła na niego.
Popsuło mu humor to przypomnienie, więc powstał zaraz i pytał o Karola.
— Niema pana Borowieckiego, wczoraj wyjechał do Berlina i powróci dopiero za kilka dni — mówiła Anka, nalewając mu herbaty.
— A powiedz-no mi, jak to tam było z tą starą żydówką, zjadłeś jej strucle, czy nie? — ciągnął nieubłaganie pan Adam, wpadłszy na przypomnienia.
Ale Wilczek tak był temu nierad, że nic nie odpowiedział, wypił szybko herbatę i wyniósł się wściekły na starego i na świat cały.
— To moje dzieciństwo będzie mi kulą u nóg! — mruczał.
Pan Adam długo rozmawiał o nim z Anką, długo nie mógł dobrze pojąć, jak się to teraz dzieje na świecie, że taki Wilczek naprzykład, który u nich pasał bydło, którego nieraz dobrze obijał, jest teraz już zamożnym człowiekiem i może najspokojniej przychodzić do nich i być jak z równymi.
Pan Adam był demokratą, ale tego nie mógł pojąć, a raczej na taką równość nie mógł się zgodzić, więc zakończył:
— Oni za prędko rosną! Ze szlachty to miał pociechę i Pan Bóg, ale tymi, to zdaje mi się, że tylko dyabeł będzie się cieszył, co, jak ci się zdaje, Anka?...