Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 353.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rza, śledził tylko oczami ruchy potworu, który jakby szaleństwem pijany taczał się z rykiem wściekłości, trząsł murami i napełniał wieżę grozą.
— Malinowski! — zakrzyczał mu już nad uchem Kessler.
Malinowski usłyszał, podszedł bliżej, oliwiarkę i lampkę postawił i patrząc na niego spokojnie, wycierał ręce o bluzę.
— Pisałeś list do mnie? — zapytał groźnie Kessler.
Skinął głową potakująco.
— Czego chcesz? — rzucił brutalnie, bo spokój Malinowskiego rozdrażniał go.
— Coś zrobił z Zośką? — szepnął, nachylając się do niego.
— Aha! więc co chcesz? — zapytał po raz drugi i bezwiednie chciał się cofnąć do drzwi.
Malinowski zastąpił mu drogę i szepnął cicho, bardzo spokojnie:
— Nic... Zapłacę ci tylko na nią...
Oczy mu strzeliły mocnym stalowym błyskiem, a potężne ręce, podobne do tłoków, wysunęły się groźnie zaciśnięte.
— Z drogi, bo ci łeb rozbiję!
Strach nim zatrząsł, zobaczył w oczach Malinowskiego wyrok śmierci.
— Sprobój, sprobój!... — mruknął ponuro Malinowski.
Posunęli się ku sobie, patrzyli przez chwilę jak dwa tygrysy, napinające się do strasznego skoku.
Oczy zaczęły im połyskiwać jak te stalowe szprychy koła, które niby kły migotały z cieniów.
Potwór jak gad splątany w sieć zmroków, skrzeń,