Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 338.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wyrzucała sobie wtedy, że on cierpi przez nią, że to ona winna jest wszystkiemu.
Nie długo jednak trwały wyrzuty podobne, ustępowały miejsca obrażonej dumie i coraz głębszemu rozpoznawaniu jego zimnej, egoistycznej duszy.
Ale wtedy znowu serce jej się rwało z żalu nad nim.
A bywały chwile, w których jak echo odbite powracała — nie jej miłość dawna, lecz pragnienie miłości, pragnienie zatopienia się w uczuciu, powierzania całego życia takiej mocnej fali, byle tylko poniosła, byle skończyła się męka pustki, wyczekiwania, bezcelowych szamotań, tego stania o własnej sile.
Raz, wśród długiej i poufnej pogawędki, Nina wydarła jej tę tajemnicę serca, strzeżoną zazdrośnie i zawołała ze zdumieniem:
— Pocóż się męczysz? Czemuż się nie rozejdziecie natychmiast?
— Nie mogę. Jakże się rozstanę z ojcem, a przytem sama wiadomość o naszem rozejściu się mogłaby go zabić.
— Przecież za mąż nie wyjdziesz, nie kochając.
— Nie mówmy o tem. Nie mogę wyjść za niego, bo popsuję mu jego karyerę, on musi się ożenić bogato, aby módz przeprowadzić swoje plany, aby mógł tam, dokąd pragnie — dojść. A przecież nie mogę mu być zawadą i... nie będę.
— Ty go kochasz jeszcze?
— Nie wiem. Wiem, że czasem go kocham, czasem nienawidzę, a zawsze jest mi go strasznie żal, bo on nie jest szczęśliwym. Ja przeczuwam, że on nigdy szczęśliwym nie będzie.
— Tak jednak trwać nie może.