Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 283.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

widząc jej twarz wesołą, uśmiechniętą, dziwnie jasną a piękną, pochyloną do tamtego; widząc jak chciwie słuchała jego słów, jak często rumieniła i z kokieteryą bardzo wdzięczną nalewała mu wino — zazdrość nim owładnęła.
Byłby kazał jej przyjść i siedzieć przy sobie, ale wstydził się okazywać zazdrość przy wszystkich, więc siedział ponury, zdenerwowany tem gwałtownem uczuciem i koniecznością panowania nad sobą.
Po kolacyi przeszli do salonu, umeblowanego na sposób wschodni; wielkie sofy jedwabne zarzucone poduszkami stały pod ścianami, ściany były obciągnięte zieloną jedwabną materyą w żółte płomienie, jakiś również zielono-żółty dywan zaścielał całą podłogę.
Lokaje poustawiali przed sofami nizkie kwadratowe stoliki, zapełnili je całą bateryą butelek i odsłonili coś w rodzaju estrady, na której znalazł się zaraz skrzypcowy kwartet i grać zaczął.
Porozwalali się na sofach gdzie komu było wygodniej i zaczęli pić; zaraz z miejsca poszły dosyć gęsto likiery i koniaki do kawy, którą lokaje obnosili co chwila, a po kawie poszły wina w takiej ilości, w tylu gatunkach, że wkrótce się popili.
Muzyka wciąż grała, tancerki zniknęły, aby się przebrać odpowiednio, a tymczasem na środku salonu rozciągnięto gruby dywan z linoleum, odpowiednio wykredowany.
Gwar się zaczął zrywać, śmiechy, dowcipy, żarty obiegały salę, razem z robotnicami, które popychane od jednego do drugiego, podawane z rąk do rąk, całowane, szczypane, obejmowane, pojone winem, traciły przytomność do reszty i zaczynały szaleć, podbudzone jeszcze