Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 266.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zupełnie zdrowa nie jest, często choruje, ale ja z tego kwestyi nie robię.
— Co pan gadasz, Mela nie jest zdrowa? Pan zwaryował. Mela jest samo zdrowie, pan zobaczysz jaka ona zdrowa, ona będzie miała co rok dziecko. Pan mi pokaż w Łodzi drugą taką pannę. Z nią się chciał żenić włoski książę, pan wiesz.
— Szkoda, że za niego nie wyszła, byłbyś pan temu księciu sprawiał spodnie i buty.
— A pan co za firma? Co to za firma interes komisowy Moryc Welt? Co to za papier?...
— Pan zapominasz o mojej spółce z Borowieckim.
— Jesteś tam pan na dziesięć tysięcy rubli; oj, oj, gruby kapitalista!
Zaśmiał się.
— Dzisiaj jestem na dwadzieścia tysięcy, a za rok fabryka będzie moją, ja panu ręczę...
— To może wtedy pogadamy — rzekł obojętnie Grünszpan, ale w rzeczywistości kontent był z oferty Moryca bo go uważał za dobrego gründera.
— Wtedy pogadasz pan z kim innym. Mnie dzisiaj Grosglück dawał sto tysięcy i Mery swoją.
— Ona jest taka, że Grosglück jak da dwieście, to jeszcze będzie zięcia szukał.
— Ale ona nie ma ojca i szwagra zaplątanych w ogniowe sprawy.
— Ciszej pan mów! — zawołał stary, zaglądając do sąsiedniego pokoju.
— Pan myślisz, że to przyjemnie, że to dodaje kredytu być zięciem firmy Grünszpan et Landsberger, to się pan grubo mylisz.