Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 235.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stawił na później i poszedł do pokoju Maksa, bo nie mówił z nim prawie od pogrzebu matki.
— Cóż u ojca słychać? Nie miałem jeszcze czasu go odwiedzić. Trawiński weksle wykupił?
— Wykupił; ale to wszystko nie pomoże.
— Dlaczego?
— Stary już na nic. Dwadzieścia warsztatów jest czynnych z pięciuset! Trzy miesiące, pół roku najwyżej, a fabryka zdechnie z nim razem.
— Czy się co nowego stało?
— Nie, tylko z większym rozpędem idzie do końca. Szwagierkowie go dogryzą, bo wystąpili urzędownie o uregulowanie działów po matce.
— Bardzo naturalne żądanie.
— I jemu też wszystko jedno, kazał im robić co chcą tylko, kazał im sprzedać place, byle mu pozostawili fabrykę samą. Całe dnie siedzi w kantorze z Józiem, chodzi na cmentarz, a w nocy łazi po fabryce. Początki melancholii. No, ale mniejsza, chciałem ci powiedzieć, żebyś zwrócił uwagę na Moryca.
— Dlaczego? Wiesz co? — zapytał żywo Karol.
— Jeszcze nic nie wiem, ale już z jego pyska widzę, że przeżuwa jakieś łajdactwo. Za dużo plajciarzy przychodzi do niego.