Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 220.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chcesz, to przeczytaj ten list, tylko nikomu Anka ani słowa.
Anka czytała długo, bo list był na czterech stronach, drobnem pismem i taki przepełniony łzami, miłością, żalem, zaparciem się siebie, że nie mogła doczytać do końca i rozpłakała się nad jej cierpieniem.
— Ależ ona umiera z bólu... Pan Mieczysław jeśli ją kocha, nie powinien na nic zważać...
— Pan Bóg jej wynagrodzi te cierpienia. Nie bój się, nie umrze z miłości, wyjdzie za mąż za jakiego milionera i pocieszy się prędko. Nie znasz żydówek.
— Cierpienie w każdem sercu jest cierpieniem — odpowiedziała Anka smutnie.
— To się tak mówi, a w rzeczywistości jest zupełnie inaczej.
— Nie... nie...
Zerwała się gwałtownie, bo od fabryki rozległ się trzask, potem huk i jakiś nieludzki ryk z kilkunastu piersi rozległ się po ogrodzie.
Po chwili na ścieżce od fabryki ukazała się Kama, biegnąc co tchu.
— Rusztowanie!... Jezus... wszyscy zabici... O Jezus, o Jezus!... — wołała nieprzytomnie, trzęsąc się ze strachu i przerażenia.
Anka w najwyższej trwodze pobiegła, ale przy furtce wiodącej z ogrodu na dziedziniec fabryczny stał człowiek i nie chciał puścić, tłumacząc, że nic strasznego się nie stało, że to tylko rusztowanie szczytowe się zwaliło i przygniotło kilku ludzi, że właśnie pobiegł tam pan Borowiecki, a jemu kazali nikogo nie wpuszczać.
Anka wróciła do mieszkania, ale gdy Wysocka