Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 209.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a wstęgi deseni zwieszały się luźno jak martwa, obwiśnięta skóra.
— Umarła! — szepnął, patrząc na długi szereg sal, nasłuchując w tej śmiertelnej ciszy. — Umarła! — powtarzał od czasu do czasu, ale nie wiadomo co miał na myśli, żonę czy fabrykę i wlókł się coraz wolniej z sali do sali, z piętra na piętro, z pawilonu do pawilonu.


∗             ∗

Wysocki z Borowieckim wyszli od Baumów w bardzo smutnym nastroju.
— Szkoda mi Maksa, ta śmierć matki, którą kochał szalenie, wytrąci go z równowagi na dłuższy czas. I to w takim czasie, kiedy jest przy montowaniu maszyn prawie niezbędnym. Mam pech! Wszystko mi tak idzie! — szepnął Karol ze złością.
— Prędko panna Anna sprowadza się do Łodzi?
— Za tydzień.
— A ślub?
— Akurat to mi w głowie! Muszę wpierw to swoje bydlę ożywić i puścić w ruch. Jak fabryka zacznie iść, co nie może się stać przed październikiem, dopiero pomyślę.
Szli dalej w milczeniu, ale na Piotrkowskiej najniespodziewaniej spotkali Welta.
— Kiedyś przyjechał, Moryc? Pójdziemy gdzie na kawę.
— Przyjechałem w tej chwili i szedłem do domu, ale jeśli idziecie na kawę, pójdę z wami.
— Maksowi umarła matka przed chwilą, idziemy stamtąd.