Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 199.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ustami wpiła się w jego usta w długim, mocnym, namiętnym pocałunku.
— Kocham cię! — szeptała, odrywając się na chwilę.
— Kocham cię! kocham! — odpowiadał cicho. Głosy im się zerwały i zamilkły, a ramiona się zwarły, splątały, objęły w szalonym, namiętnym uścisku, usta utonęły w ustach, serca przestały bić, a oczy widzieć.
A potem całując jej oczy, włosy, szyję, usta opowiadał nizkim, urywanym, nabrzmiałym wzruszeniem głosem dzieje swego uczucia.
Oparła się plecami o kanapkę, położyła nogi na taburecie, na wpół leżąc słuchała jego głosu, z rozkoszą przymykała oczy pod jego pocałunkami, wysuwała do nich chciwie usta, prężyła się cała gdy palił ustami jej szyję, pozwalała się kołysać fali szczęścia jaka płynęła z jego słów, z jego wyznań miłości, z jego pieszczot.
A gdy powiedział, że zaraz jutro pójdzie do ojca prosić o jej rękę, gdy wreszcie wyczerpany nieco z sił usiadł na poduszkach i nóg jej i położywszy głowę na jej kolanach wpatrzył się w jej przysłonięte mgłą oczy i zaczął snuć długą, cudną przędzę przyszłości, nie przerywała mu, piła pełną piersią upojenie, patrzyła w niego oczami pełnemi łez szczęścia bezmiernego, pierś się jej podnosiła nadmiarem uczucia, a usta kwitły jakimś dziwnym, smętnym uśmiechem, ale mu nie przeczyła, tylko chwilami brała jego głowę w ręce, całowała jego oczy i cicho szeptała:
— Kocham cię! Mów najdroższy, niech się upiję dzisiaj, niech oszaleję!
Więc on mówił znowu i wyśpiewywał całą symfonię miłości, nie spostrzegłszy przyjścia Róży, która ci-