Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 163.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze proszę na jutrzejsze popołudnie do nas. Nie zapomni pan?
— Nie i stawię się z całą przyjemnością.
Damy wyszły, a po chwili Stanisław powiedział do Horna:
— Pan ma śliczne znajomości! Ta pani Trawińska, to całe pudełko cukierków.
— A ta Rojza, to wygląda jak krowa upudrowana; żeby on miał tyle rozumu, co ona gadania, toby mieli dwa razy tyle majątku — zadecydował Szaja, zwracając się do jakiegoś grubego kupca, w marszczonej do koła stanu kapocie i o przebiegłych skośnych oczkach tatara.
Szaja tak był uprzedzająco grzecznym dla niego, że odstąpił mu swój fotel, a Stanisław podsunął mu cygaro i sam podawał ogień.
Po kupcu przesunęła się cała galerya figur.
Horn ledwie doczekał się końca i zaraz po wyjściu ostatniego interesanta, otrzymawszy pozwolenie od Szai na wejście w obręb fabryki, poszedł zobaczyć się z Malinowskim, aby dowiedzieć się o Zośce.
Znalazł go w olbrzymiej przędzalni, przy maszynie naprawianej pośpiesznie, podczas gdy cała sala trzęsła się od pracy.
Delikatny kurz przysłaniał kontury maszyn i zapełniał sale szarawym obłokiem, w którym widmowo majaczyły ludzie i rzeczy.
Słońce zalewało salę przez szklane dachy takim ukropem, że pot strugami spływał z twarzy robotników, gorąco było duszące i przesycone zapachem rozgrzanych smarów i oliwy.