Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 116.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Chodźmy za oranżerye, pod jabłonie, tam nigdy niema nikogo! — prosiła bardzo cicho.
Dał się prowadzić.
Ujęli się głęboko pod ramiona i szli tak przyciśnięci do siebie, że obcierali się biodrami.
Lucy co chwila zaglądała mu w oczy, przyciskała się jeszcze mocniej, i uśmiechała się słodko, nasiąkłemi pragnieniem pocałunków ustami, dyszała żarem południowego słońca i namiętnością spragnionej rozkoszy.
Była dzisiaj kusząco piękną; jakiś lekki denerwujący miękkością fałdów i chrzęstem jedwab bordo obciągał figurę i uwydatniał wspaniałe ramiona, mocno rozwinięte piersi i biodra cudowne.
Z wielkiego kołnierza à la Medicis, obrzeżonego koronkami, wychylała się twarz o gorącym tonie oliwkowym, jaśniejąca pięknością, zdrowiem i młodością, a fiołkowe, cudowne oczy z tła czarnych rzęs i brwi, paliły się takim blaskiem i siłą, że Karol czuł ślady tych spojrzeń namiętnych na twarzy, przejmowały go żarem i zmiękczały te silne postanowienia zerwania; żal mu było stracić nabrzmiałe rozkoszą usta, które tak paliły pocałunkami, żal mu było spojrzeń i oddechów gorących, które mu paliły twarz i tych szeptów namiętnych i uścisków, tej rozkoszy niewyczerpanej jeszcze do dna.
W nagłym porywie namiętności, pod wpływem jeszcze tej goryczy, jaką mu wlało w duszę spotkanie z Likiertową, zaczął ją całować z uniesieniem.
Oddawała mu pocałunki tak długo, mocno i namiętnie, że zbladła śmiertelnie i napół omdlała obsunęła mu się w ramiona.
— Karl, umieram, umieram! — wyszeptała posi-