Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 071.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I pan prezes pija przecież...
— Pijam, nawet zaraz się napiję. Antoni, daj mi herbaty — zawołał głośno do przedpokoju, z którego było wyjście do bramy. — Mam myśl. Pijecie herbatę, pijcie i płaćcie za gaz, na tyle ludzi to nie drogo wyjdzie, a mnie dawajcie herbatę w procencie, bo przecież urządzenia gazowe są moje, w moim kantorze i pijacie w godzinach zajęcia.
— Dobrze, powiem kolegom.
— Ja to robię dla panów dobra, no bo teraz to oni się wstydzą pić herbatę, ich gryzie sumienie, że to na moim gazie, a jak każdy zapłaci gaz, to on będzie śmiały, on będzie mi mógł patrzeć prosto w oczy. To jest bardzo moralne, panie Szteiman, bardzo.
— Miałem jeszcze prośbę do pana prezesa w imieniu kolegów.
— Mów pan, ale prędko, mam mało czasu.
— Pan prezes obiecał dać gratyfikacyę przy zamknięciu półrocza.
— A bilans jak stoi?
— Robią go w godzinach pozabiurowych, będzie na czas z pewnością.
— Panie Szteiman — rzekł poufale bankier, wstając. — Usiądź pan trochę, pan jesteś zmęczony.
— Dziękuję panu prezesowi, muszę zaraz iść, bo mam dużo roboty.
— Robota nie gęś, ona się nie wytopi. Siądź pan, ja panu co powiem. Czy oni bardzo czekają na gratyfikacyę?
— Zasłużyli na nią uczciwie.
— To ja wiem, pan mi tego nie potrzebujesz powiadać.