Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 057.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chcą płacić. Poszedłem się poradzić do adwokata, co nam działy prowadził. Rzetelny bardzo człowiek, bo mi wprost powiedział:
— Głupiś Karczmarek, że tego nie wiesz, oni chcą twoją glinę kupić. Postaw cegielnię, a jak nie masz pieniędzy, to do spółki ze mną.
Postawiłem sam, nająłem strycharza, sam pomagałem i żona i dzieci, robiliśmy jak woły i grosz szedł. Przyjechał raz adwokat, obejrzał i powiada:
— Głupiś Karczmarek, zamęczysz siebie i dzieci i na tem co najwyżej zarobisz tysiąc rubli na rok. Co trzeba robić? Postawić parową cegielnię.
Myślałem bez całą zimę, potem zrobiliśmy spółkę i jakoś tam idzie.
— A cóż się stało z góreczką? — zapytała Anka ciekawie.
— Zgolona do czysta, już ją tam ludzie na podeszwach roznieśli po świecie.
— I mieszka pan jeszcze na wsi?
— Trochę przy cegielni, a trochę w mieście; bom sobie tam postawił chałupkę, żeby żona miała gdzie mieszkać z dziećmi, które chodzą do szkoły.
— Ładna chałupka! trzy piętra frontu i cztery oficyny — zauważył Karol.
— I... postawię sobie jeszcze jedną, bo mam plac i mieszkania będzie mi potrza dla zięcia.
— A co panu po Kurowie?
— Syna najstarszego żenię, a że chłopak we szkołach nie był, do handlu też się nie zda, ani na fabrykanta, tobym mu chciał kupić co niewielkiego i niedaleko, aby go mieć pod bokiem.
— Ja muszę zaraz jechać, ale niech się pan z oj-