Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 046.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale ksiądz ma takie zapasy, że nie powstydziłaby się ich i najlepsza gospodyni.
— A to twoja Anka zrobiła wszystko. No, nie piecz raczków, dziewczyno, nie wstydź się. Nic nie miałem, mój dobrodzieju kochany, ale to nic, niech Stach powie, żyło się czasem na bórg, ale jak mi dziewczyna zaczęła dogadywać: „A sadź ksiądz drzewa owocowe, a prowadź pszczoły, a pilnuj ogrodu, a rób to, a rób tamto, tak i wyterkotała wszystko, bo któż się oprze niewiastce! Ho, ho, Anka to złoto! Żebym ja wam pokazał zakrystyę, co tam bielizny kościelnej, jakie kapy, jakie ornaty, jakie stuły, to i katedralny kościół nie powstydziłby się, a to wszystko ona, własnemi rękami robiła, ona, moje dzieciątko kochane!
Rozczulił się, objął ją za głowę i pocałował w zarumienione czoło.
— Tylko tego nie mogłam zrobić, żeby sobie ksiądz nową sutannę kupił.
— A po co mi to! Cicho dziewczyno! Jasiek, a daj-no ogieńka, bo fajeczka zgasła — zakrzyczał, zarumieniony jak panna i silnie stukał cybuchem w podłogę.
— Siedźcież sobie panowie, a ja idę do domu szykować obiad. Niechże ksiądz długo ich nie trzyma i jaknajprędzej przyprowadzi.
Zaraz poszła.
Wilczek także się pożegnał i poleciał do domu, bo przyszedł po niego młodszy brat.
— To zuch chłopak — szepnął ksiądz po jego wyjściu.
— Doskonała łódzka kanalia.
— Za ostro, panie Karolu. Muszę się przecież ująć