Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 043.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tyle skorzystałem na tej miłości, że moje jasne rękawiczki przez tę przyjaźń brudne i spocone na nic.
To mówiąc ściągnął i ostentacyjnie rzucił je w krzaki.
— Z powrotem je zabierze — zauważył półgłosem Karol.
Wilczek usłyszał uwagę i przygryzł usta ze złości.
Ksiądz Szymon mieszkał w klasztorze na dole, w kilku narożnych pokojach, przerobionych z cel zakonnych, których okna wychodziły na wielki i doskonale utrzymany ogród owocowy.
Duży ganek drewniany, niedawno wystawiony, bo drzewo było jeszcze żółte, prowadził do mieszkania.
Wino zasłaniało całą ścianę i zwieszało się zieloną frendzlą nad oknami, a olbrzymie krzaki bzów stały tak blizko, że wielkie bukiety kwiatów zaglądały do wnętrza mieszkania.
Ksiądz Szymon ledwie co wrócił przez klasztor i przyjmował ich z całą serdecznością w narożnej salce wybielonej wapnem, z pod którego przebijały się przymglone barwy i roztarte kontury dawnych fresków, pokrywających sklepienia.
W salce panował ton fioletowo-zielony od bzów rozkwitłych i od zieleni ogrodu.
Chłód przejęty wilgocią owionął ich na samym wstępie.
— Jak się masz, Stachu? A cóż to smyku nie byłeś wczoraj u mnie, he?
— Nie mogłem, przyjechały moje siostry i ani na krok nie ruszałem się z domu — tłómaczył się Wilczek, całując księdza w rękę.