Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 009.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— U Migurskich w Sieradzkiem, słyszeliśmy już i to, słyszeli, dobrodzieju mój kochany.
Zajączkowski spojrzał groźnie na uśmiechniętą twarz księdza, ale nie rzekł nic, tylko odwrócił się do niego bokiem i grał dalej.
Maks raz jeszcze rozdał karty i po licytacyi poszedł do Karola.
— Jasiek, a otwórz-no okienko, bo tam ptaszeczki boże tak śpiewają.
Chłopak otworzył okno na ogród i pokój zalały chóry słowiczych głosów i fale zapachów bzów kwitnących pod oknami.
W pokoju, do którego poszedł Maks, nie było lamp, natomiast świecił księżyc sunący po tafli ciemnego szafiru niebios.
Okna były otwarte i wpływał niemi czerwcowy, rozśpiewany wieczór
Siedzieli w milczeniu.
— Ładna kolekcya mamutów — szepnął Karol do Maksa, bo w pokoju gry znowu wybuchła burza i Zajączkowski krzyczał przez okno, żeby mu konie zakładali natychmiast, a pan Adam śpiewał na całe gardło:
— „A choć chłodno i głodno, żyje sobie swobodno!”
— Często grywają ze sobą?
— Co tydzień i przynajmniej dwa razy na tydzień się kłócą i rozjeżdżają bez pożegnania, co im zresztą wcale nie przeszkadza żyć w wielkiej przyjaźni.
— Pani ich godzić musi nieraz?
— O nie, bo raz spróbowałam, a ksiądz zaperzony krzyknął na mnie: „Niech jegomościanka pilnuje